Czwartek, 12 lutego 2015 roku. Dzień rozpoczęliśmy standardowo, czyli obudziliśmy się, wstaliśmy, wykonaliśmy poranną toaletę i poszliśmy na śniadanie, które zaplanowane zostało na godz. 7.00. Tuż po nim udaliśmy się autokarem w stronę Śnieżki – najwyższego szczytu Karkonoszy i Sudetów – 1602 m n.p.m. Czeskie źródła podają, że wg najnowszych badań i pomiarów są to 1603 m n.p.m. – Jak można się i domyślić, Śnieżka to nie tylko najwyższy szczyt Śląska, ale i Czech, z którymi od setek lat dzielimy ten niepowtarzalny okaz natury.
Około godz. 9.00 byliśmy prawie na miejscu, a mianowicie przybyliśmy na wyciąg w Karpaczu. Tym sposobem dotarliśmy w kilkanaście minut na Wielką Kopę, z której następnie już pieszo, udaliśmy się na Śnieżkę. W międzyczasie mieliśmy przyjemność podziwiać niesamowite widoki, które rozprzestrzeniały się wraz z każdym metrem pokonanej wysokości. Kiedy dotarliśmy do celu (meta wyciągu), odpoczęliśmy odrobinę w schronisku Dom Śląski. To jedyne schronisko u podnóża góry, w którym oprócz ciepłego posiłku można także skorzystać z noclegu. Specyficzna budowla na Śnieżce – która przypomina połączone dyski lub jak kto woli grzybek – posiada od niedawna Obserwatorium Meteorologiczne, mieści także restaurację (ale nie ma już w nim możliwości przenocowania). Tutaj także odpoczęliśmy, zregenerowaliśmy siły, które potrzebne nam były tym razem do zejścia ze szczytu. Z powrotem także zjechaliśmy wyciągiem. Tym razem dostrzegliśmy jeszcze piękniejsze widoki, i takie, których nie widzieliśmy nigdzie wcześniej. – Trzeba dodać, że widzieliśmy je po raz pierwszy . Pod wyciągiem spotkaliśmy grupę obcokrajowców w różnym wieku, która postanowiła dotrzeć także na szczyt, ale pieszo i… w strojach prawie kąpielowych
. Prawdopodobnie była to ekipa zapalonych morsów, która w ten sposób hartowała swoją odporność. Obraz naprawdę nietuzinkowy, ale wbrew pozorom sprawiał sympatyczne wrażenie.
Po zdobyciu Śnieżki (na wspomniane sposoby), która otoczona była zimową pierzynką, wróciliśmy do schroniska. Następnie pojechaliśmy do Jakuszyc, gdzie przez niecałe 3 godziny zawodowcy i amatorzy spróbowali swych sił na nartach biegowych. Grupa została podzielona na dwie grupy, aby łatwiej było i przyswoić wiedzę praktyczną, ale i także ze względów wykonawczych – nie każdy mógł dopasować sobie buty, narty itd. Jak stwierdził znany wszystkim instruktor z Szopy (pan Dyrektror ) – wszyscy bardzo dobrze sobie poradzili i opanowali podstawową technikę jazdy na nartach biegowych. Potwierdzili to także inni narciarze-obserwatorzy, którzy parają się tą dyscypliną chyba od 20 lat, bo jak zdradzili, tyle liczyły ich narty biegowe.
Wieczór zakończyliśmy obiadem ok. godz. 19.00 w obiekcie naszego schroniska – tym razem żurek, pieczeń, kompot oraz, żeby tradycji stało się zadość – pączek dla każdego (tłusty czwartek).
S.L.