W niedzielę, 16 sierpnia, mieliśmy okazję wspólnie wyruszyć na kolejną kajakową wyprawę. Tym razem naszym celem było J. Gowidlińskie. Ten największy zbiornik wodny na terenie gminy Sierakowice mający 520 ha jest niestety coraz bardziej zapomniany i coraz to mniej odkrywany na nowo. A pokolenia przecież się zmieniają… Długość jeziora wynosi ok. 6 km, zaś w najszerszym miejscu szerokość wynosi ponad 1 km. Największa zmierzona głębokość jeziora to 27 m.
My wyruszyliśmy z brzegu od strony plaży w Gowidlinie. Trudno tu mówić o plaży… Niestety… Choć przez już kilkadziesiąt lat słyszę od wiadomo kogo że plaża będzie zagospodarowana, że powstanie most, przystań… itd. to nic w tym kierunku się przez ostatnie – prawie już 25 lat – nie zmieniło. No może i się zmieniło… Jezioro zarasta, z roku na rok jest coraz to więcej śmieci. Jedna wielka masakra! Jedyne co w ostatnim roku powstało to ścieżka pieszo-rowerowa z Gowidlina do Leman. Można tu zarzucić mi nieuczciwość w osądach i powiedzieć, że przecież powstała kanalizacja. No tak, powstała! Moje zdanie jest jednak takie, że z uwagi na bliskość do jeziora całej infrastruktury kanalizacji oraz fakt, że część z jej elementów leży poniżej poziomu wody, może stać się ta kanalizacja nie wybawieniem dla jeziora, a tykającą ekologiczną bombą! Mam nadzieję, że nie mam racji…
Dlatego też zaproponowałem moim uczniom oraz rodzicom wyprawę na jezioro mojego dzieciństwa i młodości, wyprawę na tzw. dużą wyspę, która nosi nazwę – Wyspa Ostrów. Tu warto dodać, że w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia lustro wody zalegało o 1.5 metra wyżej niż obecnie. Tak więc plaży, z której dzisiaj wyruszyliśmy nie było, była pod wodą. Po szybkim zwodowaniu kajaków o godz. 13.00, założeniu kapoków, z turbodoładowaniem po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na wyspie. Tu dodam, że nie spodziewałem się, że aż tak szybko tam dopłyniemy… Po zakotwiczeniu kajaków udaliśmy się na polanę, która rozpościera się na samym szczycie wyspy. W planie mieliśmy wspólnego grilla. Tak też się stało. Pan Waldek upiekł nam kiełbaski, a my mieliśmy troszkę czasu na rozmowy o wszystkim.
Przeszliśmy także do kilku drzew, buków, których wiek datuje się na ok. 500 lat – choć na razie są to informacje nieoficjalne. To zapewne jedne z najstarszych drzew w okolicy. Tak starych drzew jest tam kilka. Rosną ok. 15 m nad poziomem lustra wody. Buczyny te porośnięte są już mchem i ich widok przypomina drzewa z filmów grozy. Kilkoro z naszych uczniów, próbowało zmierzyć obwód największego z buków. Żeby go objąć potrzeba było aż 5 uczniów! Kiedy byłem w Ich wieku nieco poniżej rósł sobie jeszcze stary dąb. Ale niestety w latach osiemdziesiątych trafił w niego piorun, dąb się przepołowił, zapalił i obecnie pozostały tylko jego fragmenty. Te ogromne buki już dawno powinny być objęte ochroną i stać się pomnikami przyrody. Choć były już wielokrotnie zgłaszane go urzędników z Gdańska nikt przez te kilkanaście lat nie pofatygował się na wyspę, aby je dokładnie zmierzyć i oznaczyć. Dla zobaczenia samych buków warto udać się na gowidlińską wyspę.
W latach międzywojennych oraz powojennych duża wyspa tętniła życiem. To na niej odbywały się tańce i śpiewy. Na wyspę przypływano drewnianymi łodziami z pochodniami. Tu ludzie się spotykali, tańczyli, bawili i rozmawiali. To tu właśnie nawiązywały się pierwsze sympatie. Nie było telewizji. Ludzie potrafili sobie zorganizować czas. Obecnie nawet ścieżki zginęły w gąszczu traw.
Duża wyspa jeszcze piękniej wygląda jesienią, gdy liście drzew przybiorą różne barwy. Gdy trochę z nich opadnie, a trochę pozostanie na drzewach. Oprócz kleszczy jakie nas oblazły , spotkać tu można również dziką zwierzynę, która czasem sama przepłynie krótki odcinek od strony b. Gowidlinka, lub też przedostała się na wyspę w czasie gdy wodę skuje tafla lodu.
Przy liczącym już 150 lat kościele w Gowidlinie, kilka lat temu, powstał obelisk ilustrujący kajakowy szlak papieski Jana Pawła II rzeką Słupią (rzeka Słupia wypływa z Jeziora Gowidlińskiego). Jednak ówczesny Karol Wojtyła nigdy w Gowidlinie na spływie nie był. Choć spływ w 1964 roku miał się rozpocząć od Jeziora Gowidlińskiego, fragment ten został pominięty. I choć późniejszy Jan paweł II – papież, nie przepłynął jeziora, odcinek jeziorny zaliczany jest do „Szlaku Jana Pawła II”.
Po zjedzeniu kiełbasek i oczyszczeniu się z kleszczy, okrążając małą wyspę zwaną Altowsk dotarliśmy do końca naszej podróży. I tak w ekspresowym tempie, miło i sympatycznie spędziliśmy niedzielne popołudnie. Na kolejną wyprawę wybierzemy się zapewne nad J. Raduńskie. Już wkrótce…
opracował – Przemysław Łagosz – zakochany w Gowidlinie od zawsze
PS
Załącznikiem do tego opisu niech będzie jeszcze kilka zdjęć motylków, przyrody i widoku na gowidliński kościół. Zdjęcia wykonałem nad jeziorem 12 sierpnia 2015 r.