Kolejny dzień naszych wędrówek doprowadził nas w najpiękniejsze góry w Polsce i jedne z najpiękniejszych w Europie – Pieniny. Nic nie zapowiadało ile uda nam się dzisiaj zwiedzić i gdzie dotrzeć!
Tak jak zawsze dzień rozpoczęliśmy od spływu Dunajcem. Cztery tratwy, ośmiu Flisaków i dobra pogoda. Ponad 2 godziny trwał spływ od miejscowości Sromowce Niżne do Szczawnicy. Jak zawsze mogliśmy liczyć na pogadanki z Flisakiem, żarty i dobrą atmosferę. Chętni mieli okazję wczuć się w rolę Flisaka i pokierować tratwą. Ale spływ przełomem Dunajca był jedną , ale nie jedyną atrakcją jaka czekała na uczniów…
Pan kierowca Marek, z Szczawnicy podwiózł nas do Krościenka, gdzie żółtym szlakiem powędrowaliśmy w kierunku najwyższego szczytu masywu Trzech Koron. Na Okrąglicę mającą 982 m n.p.m. dotarliśmy szybciej niż przewidywały oznaczenia szlaku – zresztą jak zawsze. Odważni – czyli wszyscy uczestnicy wyprawy – weszli na metalową kładkę i Dunajec zobaczyli z ponad 500 m skarpy. Te niesamowite widoki zostaną na wiele lat…
Tam też zapadła decyzja, że ruszymy dalej, na Sokolicę, którą mieliśmy okazję oglądać z poziomu rzeki podczas spływu. Zeszliśmy zatem niebieskim szlakiem na Górę Zamkową (779 m n.p.m.). Ruiny zamku nie były zbyt okazałe. Raczej musiała wkroczyć nasza wyobraźnia, aby miejsce uznać za wyjątkowe turystycznie. Ale idąc dalej, schodząc i podchodząc pod kolejne wzniesienia zbliżaliśmy się coraz bardziej do celu. Na trasie ukazał nam się również kolejny punkt widokowy – Czertezik (772 m n.p.m.). ale do Sokolicy (747 m n.p.m.) dotarliśmy dopiero po kolejnych 20 min marszu. Widok zapierał dech w piersiach. Dla wielu uczestników wycieczki widok z Sokolicy bardziej chwytał za serce niż widok z Okrąglicy. Ja też tak uważam… Dodatkowo zauważyć można było pojawiające się na widokówkach, folderach z Pienin – sosny reliktowe, w tym najstarszą z nich, z szacowanym wiekiem 500 lat – Kingę Pienińską. Nasz nadworny fotograf – pani Sabina – oczywiście zrobiła tam 150 ujęć No i właśnie tu należy dodać, że nigdy wcześniej uczniowie z Szopy nie byli na tej górze! Nie byli dlatego, ponieważ wydawała się zbyt daleko położona i zawsze się wydawało, że nie damy rady! Ale tym razem się udało!!!
Ponieważ w planie nie było lotu helikopterem z Sokolicy, trzeba było (jak się weszło na górę) z niej zejść. Powędrowaliśmy najkrótszym szlakiem do poziomu rzeki. Niestety nie było już możliwości przedostania się na drugi brzeg tratwą, gdyż godzina była już późna, więc z wysokości Szczawnicy, nieco zmęczeni, musieliśmy kroczyć w drogę powrotną do Krościenka. Nie ma możliwości przekroczenia rzeki w Szczawnicy jak tylko tratwą, mostu tu też nie ma… Pełni wrażeń, ale zmęczeni zostaliśmy z wysokości kapliczki św. Kingi odebrani przez naszego ukochanego kierowcę Marka.