2 października 2015 roku – piątek, zapowiada się kolejny piękny dzień. – I tak rzeczywiście było. Rozpoczął się on oczywiście obfitym śniadaniem, które zaserwowała jak zwykle pani Zosia, u której przyszło nam i tym razem mieszkać podczas wycieczki w Zakopanem.
Nasza piątkowa wyprawa, górski początek miała w Kuźnicach, gdzie ok. godz. 9.30 spotkaliśmy się z przewodniczką – Klaudią Tasz, która towarzyszyła nam i służyła swoją radą, a przede wszystkim fachową wiedzą, podczas tatrzańskich wędrówek. Na początek zaczęliśmy bardzo delikatnie i bez wysiłku, gdyż wjechaliśmy na Kasprowy Wierch (1987 m n.p.m.) kolejką linowo-kabinową. Tam na chwilę się zatrzymaliśmy i wysłuchaliśmy wstępnych informacji o tym miejscu, zrobiliśmy kilka zdjęć, po czym udaliśmy się w stronę stacji meteorologicznej, która się tam znajduje. Stamtąd w dalszą trasę udaliśmy się już jak najbardziej osobiście, na własnym środku lokomocji – na nogach . Celem głównym tego dnia było dojście na Giewont. Za nim do niego dotarliśmy, zdobyliśmy także Kopę Kondracką, która leży na szlaku do Śpiącego Rycerza. W międzyczasie, podczas krótkich przerw, przewodniczka dzieliła się z nami swoją wiedzą nt. gór, a także przeczytała nam gwarą góralską jedną z baśni, typowych dla tego regionu. Ponadto, wytrwali i uważni młodzi taternicy, słuchali z zainteresowaniem tego, co mówiła pani Klaudia, gdyż pod koniec trasy rozwiązany został konkurs. Pytania dotyczyły zagadnień, które poruszała przewodniczka, a te ściśle związane były z wiedzą o górach. Po ostrej i wyrównanej walce nagrodę od pani Klaudii otrzymał Przemek Polejowski z kl. I gimnazjum, który zdobył najwięcej punktów (nagroda – książeczka nt. gór i chusta BUFF, z której można wyczyniać rozmaite cuda na głowę).
Jak planowaliśmy, tak też zrobiliśmy, czyli dotarliśmy na Giewont. Tylko kilku uczestników naszej wyprawy musiało zrezygnować z podejścia na sam szczyt, gdyż nie pozwalało na to im samopoczucie i zdrowie. Pozostali wdrapali się na wierzchołek pod czujnym okiem pani Klaudii. – Gdy tylko weszliśmy na szczyt, stanowiliśmy wówczas największą grupę i niemal okupowaliśmy fundamenty, na których stoi Giewont. Inni turyści, którzy akurat tam już się znajdowali, byli dla nas pełni podziwu. – Dlatego, że nie tylko tam dotarliśmy, ale dlatego głównie, że zrobiły to dzieci i zachowały się odpowiedzialnie, adekwatnie do miejsca i sytuacji. Trzeba też dodać, że nasza grupa zwróciła także uwagę innych turystów, którzy byli mile zaskoczeni kulturą wychowanków z Szopy, bowiem pozdrawiali i mówili dzień dobry osobom, które mijali na szlaku. Odnosili się tak do wszystkich piechurów, bez względu na ich wiek, czy pochodzenie
Po pamiątkowej sesje fotograficznej na Giewoncie, wszyscy powoli udaliśmy się w drogę powrotną do Kuźnic. Tam chwileczkę poczekaliśmy na autokar, po czym udaliśmy się do Stasikówki na gorący obiad, który stał już na stole. Tym razem oprócz smacznej zupy, były także naleśniki z twarożkiem i bitą śmietaną. Jak stwierdziły dzieci – to był ich najlepszy posiłek z całego tygodniowego wiktu. Oczywiście inne obiady także smakowały, ale naleśniki i „plince”, które jadły wcześniej, to potrawy, których nikt nie jest w stanie pokonać, chyba nawet McDonald
Ale to nie koniec atrakcji tego dnia. O godz. 21.00 do naszego pensjonatu zawitała góralska kapela, która przez dwie godziny grała góralskie utwory wraz z przyśpiewkami. Swój czynny udział w tym minikoncercie miały też nasze dzieci, bo śpiewały kaszubskie szlagiery, a muzykanci wtórowali na instrumentach. Jak później zdradzili, jeszcze nigdy nie spotkali się z taką grupą, która tak radośnie i śmiało, śpiewała po kaszubsku.
Opracowała S. Lejk