W czwartek (12 kwietnia) wybraliśmy się do Gdańska. Zrealizowaliśmy wyjazd, który planowaliśmy ponad tydzień wcześniej. W początkowej wersji mieliśmy pojechać do teatru i na kręgle. Niestety, wbrew dużemu zainteresowaniu występem aktorów na deskach scenicznych przez naszych wychowanków, musieliśmy zmodyfikować wyjazd. Rzekomo ludzie nie chodzą do teatru, sztuka tego typu nie cieszy się dużą popularnością a tu? Niespodzianka, niemiła niespodzianka, miejsc wolnych brak na przynajmniej kolejne dwa tygodnie. Tak więc trzeba rezerwować bilety najlepiej w dniu ogłoszenia repertuaru . Zostały zebrane nawet pieniądze, ale… ( Dominik Ropela – przewodniczący SU już je zwrócił). Po przemyśleniu sytuacji i namowom władz uczniowskich gimnazjum, postanowiliśmy pojechać i tak do miasta
. Wybraliśmy zatem trochę inną kulturę, a mianowicie Katedrę Oliwską oraz przylegający park z palmiarnią. Odwiedziliśmy na chwilę Kuźnię Wodną, żeby zobaczyć chociaż gdzie jest zlokalizowana, jak z zewnątrz wygląda ten relikt budowlany z XVI wieku, który teraz stanowi muzeum.
Przed trzynastą wystartowaliśmy z Szopy. W drogę wyruszyliśmy z panem Mirkiem z Firmy Przewozowej LIS. Dlatego oczywiście jak zawsze dotarliśmy cało, bezpiecznie i tam, gdzie chcieliśmy. Rozpoczęliśmy od Archikatedry w Gdańsku-Oliwie. W środku może nie spędziliśmy tyle czasu, ile powinniśmy, bo tego typu obiekty nasza młodzież wyjątkowo ekspresowo lubi pokonywać . Na pewno jednak każdy z uczniów zdążył się zorientować, że jest w nietuzinkowym kościele, innym, niż te, które odwiedzamy na co dzień, od niedzieli itd. W końcu jest do XII-wieczna katedra, która przez prawie 800 lat była wciąż poddawana budowlanym zmianom. Zawiera w sobie styl romański, gotycki i barokowy. Znana jest m.in., a może przede wszystkim, ze słynnych organów oliwskich. Niestety nie było dane nam wysłuchać ich brzmienia, gdyż ich prezentacje odbywają się w określonych godzinach. – W maju w dni powszednie ostatni koncert odbył się o 13.00. Wychodząc z Katedry, jak i wchodząc, zauważyliśmy wieńce, znicze i księgę kondolencyjną, która została wyłożona w specjalnym miejscu z powodu niemiłej okoliczności – a mianowicie nagłej śmierci abp. Tadeusza Gocłowskiego. Po uroczystościach pogrzebowych ciało śp. abp. Gocłowskiego złożone zostało w Krypcie Biskupów Gdańskich (Katedra Oliwska).
Po obejrzeniu Katedry od środka, postanowiliśmy zwiedzić także Park Oliwski. W czasie od maja do września czynny jest od 5 do 23. Mogliśmy zatem bez problemu przejść go wszerz i wzdłuż . Prawie się nam to udało. Prawie, gdyż w niektórych miejscach trwały prace remontowe, a niektóre obiekty nie są do zwiedzania. Bez problemu weszliśmy do Palmiarni, w której to rośnie słynna palma, której od czasu do czasu brakuje miejsca. Trafiła tu ok. 180 lat temu, zaaklimatyzowała się tak dobrze, że osiągnęła prawie 17 m wysokości. Przewyższyła wielkość konstrukcji, w której została posadzona. Po raz pierwszy przebiła sufit rotundy w 2012 roku. I wciąż rośnie
.
Po opuszczeniu parku udaliśmy się do McDonalda. Tam spędziliśmy ok. godziny, no może odrobinę więcej. Stamtąd podjechaliśmy do Centrum ALFA na ul. Kołobrzeskiej, gdzie w kinie Helios mieliśmy przyjemność obejrzeć polski film: Córki dancingu. Niestety wyraz „przyjemność” użyłam tutaj tylko z grzeczności. Doceniam fakt, że mogliśmy pojechać sobie na wycieczkę, i przy okazji spędzić trochę czasu w miejskim ogrodzie i zetknąć się z kulturą dużego ekranu. Film na pewno na długo zostanie w pamięci wszystkich tych, którzy wytrzymali do końca. Brawo ja, brawo Wy! . Repertuar nie był zbytnio ciekawy i może dlatego niektórzy uczniowie bardzo obstawali przy tym, aby obejrzeć właśnie ten film. Już po kilku minutach okazało się, że zwiastun niewiele miał wspólnego z rzeczywistością. Trudno w kilku zdaniach powiedzieć, co było nie tak, najlepiej byłoby go obejrzeć
. Jednak odradzam. Szkoda prawie 1,5 h na coś, co jest kombinacją różnych gatunków filmowych, czego rezultatem jest miszmasz. Ani to baśń, ani horror, ani musical… Może dramat i tragedia, z elementami komedii, tragikomedii i vocalu. Przenosimy się do PRL-u, poznajemy życie zespołu, który gra w nocnych klubach i pod swoje skrzydła przyjmuje dwie syreny – Złotą i Srebrną. Nikt nie zadaje pytań skąd się wzięły, dlaczego, co robią między ludźmi, czym się żywią… To ostatnie akurat ujawnia film. Syrenki są smakoszkami ludzkich serc, i to w sensie dosłownym. Pojawia się także wątek miłosny, chęć poznania tego, jak to jest być człowiekiem. I jak to w baśniach bywa, dobro wygrywa, ale na chwilę, bo przecież jak wspominałam, ten film, to też nie baśń… Jedna z syren dokonuje aktu zemsty za śmierć siostry.
Trudny film, ale czy psychologiczny, czy melodramat? Na pewno momentami niesmaczny i zbyt naturalistyczny, co widoczne było w reakcji niektórych widzów – po prostu opuścili salę kinową. Jednak pozostali trwali do końca seansu. Pewnie, aby tak jak ja, doczekać finału. Spodziewaliśmy się jakiegoś punktu kulminacyjnego, wyjaśnienia… Może dowiemy się tego wszystkiego w drugiej części, bo jak zapowiedział jeden z uczniów, nie może się jej już doczekać!
Po tej niezapomnianej projekcji udaliśmy się w umówione miejsce (przystanek), skąd wybraliśmy się w drogę powrotną do naszych domów. Czas szybko mijał w towarzystwie śpiewu naszych uczniów, którzy momentami bardzo przypominali prawdziwych wykonawców znanych z radia czy tv.
S.L.